D
|
nia
czwartego, miesiąca lipca, A. D. MMXVI, gdy słońce stało w zenicie,
rozpoczęliśmy nasze rekolekcje. Kolejno zjeżdżaliśmy się na miejsce, które
przywitało nas świergotem ptaków i szumem lasu. Matka Boża Łaskawa z
zapomnianego Sanktuarium w Wielgolesie zgromadziła u Swych stóp ludzi z różnych
zakątków Polski. Pielgrzymi przekomarzali się, kto miał dalszą drogę do
przebycia, ale nie było to łatwe do ustalenia. Tradycjonalistom z pomocą
przyszedł postęp w postaci internetu w telefonie. Tymczasem docierali kolejni
uczestnicy rekolekcji. Po niedługim czasie wszyscy zebrali się w kościele na
konferencji wprowadzającej. Na początku nasz Kapelan przedstawił nam założenia
rekolekcji. Plan przewidywał codzienną Mszę św. i przygotowanie do niej w
postaci warsztatów śpiewu oraz ministrantury, a także adoracje Najświętszego
Sakramentu i modlitwy: Różaniec, Godzinki, Koronkę, Litanię do Najdroższej Krwi
Chrystusa. Były również wspólne posiłki, gry sportowe i questiones
quodlibetales, czyli dysputy o wierze i życiu, które ciągnęły się do późnych
godzin nocnych, dając nam szansę wykazania się heroicznością podczas porannego
wstawania. Jednym z istotniejszych punktów były kazania i konferencje na
rozliczne tematy. Ksiądz poruszył ważne dla życia duchowego tematy. Mówił o
źródłach poznania Stwórcy, dążeniu do świętości poprzez heroiczną walkę o
cnoty. Wskazał obecność Pana Boga,
przede wszystkim realną w Najświętszym Sakramencie, jak również w osobie
kapłana, Słowie Bożym, gronie modlących się. Przedstawił wartość cnoty czystości. Usłyszeliśmy również
o acedii, chorobie duchowej trapiącej współczesny świat, zwłaszcza młodych
ludzi. Zostaliśmy przestrzeżeni przed zanikiem poczucia grzechu, ale również
popadaniu w rozpacz, zniechęcenie i niskie poczucie godności oraz pouczeni o
wielkiej wadze wypełniania obowiązków stanu.
Pomimo
planu ramowego, każdy dzień odznaczał się szczególnym charakterem: mieliśmy
odwiedziny zaprzyjaźnionego Księdza wraz z jego wiernym ministrantem, przeżyliśmy
dzień ciszy, umartwiając swoje zmysły, aby lepiej usłyszeć Pana Boga. Pojawiły
się dwie Siostry Benedyktynki, o których niewiele wiemy, gdyż nie zamieniliśmy
z nimi ani jednego słowa, bynajmniej nie z powodu braku kultury lecz świętego milczenia. Kolejnego dnia pokonaliśmy
kilka kilometrów polnymi drogami, aby dojść do kościoła parafialnego naszego
Kaznodziei. W urokliwej kaplicy Matki Bożej Latowickiej uczestniczyliśmy w
Ofierze Mszy Św. Słońce operowało, rzucając złoty blask na ołtarz i dokonujące
się nań Misteria… Po modlitwie, która wzniosła nasze dusze ku niebu, ciała nie
mogły zostać w tyle. Czym prędzej wspięliśmy się krętymi, kamiennymi schodkami
na kościelną wieżę. Z kilkudziesięciu metrów podziwialiśmy latowickie
krajobrazy. Niestety Wielgolasu nie było widać. Choć godzina była już
popołudniowa, jak się potem miało okazać, jeszcze długi dzień był przed nami.
Podwieczorek u Księdza na plebanii, zakupy w pobliskim sklepie, powrót i w
końcu długo oczekiwany obiad. Późnym wieczorem po raz kolejny usiedliśmy w
niewielkim gronie do questiones quodlibestales. Tymczasem reszta uczestników
rozpoczęła zieloną noc, nie zużywając przy tym ani grama pasty do zębów. Gdy
naszedł czas rozstania, z żalem pożegnaliśmy się nawzajem, mając nadzieję na
kolejne, rychłe spotkanie.
JK&JP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz